Dodaj Komentarz
Komentarze (16)
glebolxxx
17 marca 2014 18:04
Odpowiedz
szacun!rowniez trenie bjj i mialem podobne plany ale jakos nie udalo sie wcielic ich w zycie moze kiedys bedzie nam dane pokulac sie po maciekeep calm and train jiu jitsu
konrad91
5 kwietnia 2014 22:12
Odpowiedz
Czekałem na każdą nową wrzutke z niecierpliwością i teraz patrze że juz koniec, a szkoda
;) Jedna z lepszych relacji jakie czytałem, szacun!
:) Pozr.
rowp
5 kwietnia 2014 23:03
Odpowiedz
Relacja 1 klasa. Sam na Ukrainie byłem z 7 razy z czego 1 wyjazd w 2002 r, potem jeszcze 2 x Krym i za każdym razem miałem cudowne wspomnienia. I tutaj nachodzi myśl iż, nie ma zacietrzewionych w nienawiści narodów- są tylko mądrzy i głupi ludzie.
samsonao
5 kwietnia 2014 23:10
Odpowiedz
Dokładnie! Trzeba patrzeć zawsze dalej
:)Dzięki za dobre zdanie. Niestety na Krym nie dojechałem ani razu... I chyba na razie nie dojade
:)
bratdominik
11 sierpnia 2014 01:44
Odpowiedz
samsonao napisał:http://www.roadjitsu.plhttp://www.facebook.com/roadjitsuUKRAINA – PODSUMOWANIEMój wypad miał miejsce w dniach 31 I – 11 II! Była to trzecia wizyta na Ukrainie w ciągu 8 miesięcy. Przez dwanaście dni przejechałem około 3500 tysiecy kilometrów, z czego większość w pociągach nocnych, w których spędziłem 3 noce. Wszystkie przyjemności kosztowały mnie trochę ponad 300 PLN.Moim najtańszym transportem był autobus z Warszawy do Przemyśla (381km za 2,23 PLN), za to najdrożej pojechałem nocnym pociągiem z Mikołajewa do Kijowa (500 km za 144 UAH ~ 45 PLN).Największym koszmarem podczas całego tripa był nocny, siedmiogodzinny przejazd autobusem z Czerniowców do Równego. Nie polecam, ale czasem trzeba, żeby oszczędzić czas!1. DOJAZDTo jak dotrzemy do wschodniego sąsiada zależy od zasobności Naszego portfela i posiadanego czasu. Można też kombinować z ilością przesiadek. Pamiętamy o ważnym paszporcie
:)Przykładowo z Warszawy, bez żadnych rezerwacji miesiąc przed można dojechać do Lwowa za około 50 PLN. Jest to idealne wyjście, jeśli planuje się wyjazd w większej grupie ludzi. Na taką podróż składają się odcinki:Warszawa – Rzeszów (Polski Bus bez wcześniejszej rezerwacji 25 – 30 PLN). Czas: 5:20 hRzeszów – Przemyśl (PKP normalny 10, ulgowy 5) Czas: 1:40 hPrzemyśl – Medyka (bus obok wyjścia z PKP – 2 PLN) Czas: 10/20 minutGranica Medyka – Szegieni to przejście piesze. Czas: około 20 minut na przejście granicySzegieni – Lwów (marszrutka – 24 UAH ~ ok. 11 PLN) Czas: 2:30 hJechałem tak dwa razy. Najbardziej czasochłonne jest dojechanie do Rzeszowa. Na całą podróż z Warszawy trzeba liczyć jakieś 11 godzin. Ja zawsze wolę zatrzymać się na noc w Rzeszowie
:)Ostatnio udało mi się trafić na bilet z Warszawy do Przemyśla za 2,23 PLN. Podróż trwała trochę ponad 7 godzin i udało mi się wyspać. Takie bilety można złapać na albatrosbus.pl. Dzięki temu biletowi dojechałem z Warszawy do Lwowa za 15 PLN – duży kebab w Wwa
:)Oczywiście można pojechać też PKSem, który odległość między Warszawą a Lwowem pokona w 9:30 h. Zapłacimy za ten bilet 90 PLN a przejazdy znajdziemy w google.Ja zawsze wybiorę pierwszą opcję i to nie tylko z powodu ceny. Po pierwsze cieżko jest wysiedzieć 9:30 h w autobusie (czas ten może się zwiększyć w zależności od psikusów na granicy). Po drugie jak dla mnie jest wygodniej i ciekawiej zmieniać sobie środek transportu co jakiś czas. Zawsze się coś ciekawego dzieje, w szczególności po Ukraińskiej stronie.2. TRANSPORT NA UKRAINIEA. MIĘDZYMIASTOWYJedyna słuszna opcja przemieszczania się pomiędzy miastami na Ukrainie to kolej! Gromi ona polskiego odpowiednika pod każdym względem… Ceny, wygody, punktualności, czy też obsługi.
Wszystkie miejsca w pociągach długodystansowych to kuszetki. Najtańszy wagon to platzkarta, w którym nie ma mniejszych przedziałów, są tylko kuszetki a za pościel trzeba dopłacić parę hrywien. Średnia klasa wagonu to tzw. kupe, w którym są 4os. przedziały, firanki, lustra, pościel i herbata w cenie! Są też jakieś legendy o klasie vip, ale nigdy nie widziałem i nie potrafię sobie wyobrazić co tam może być.
W każdym wagonie swój mały pokoik ma Pani prowadniczka, która jest odpowiedzialna za wydawanie pościeli, sprzedawanie herbaty (4 UAH), piwa i czipsów, czy też budzenie 30 minut przed stacją docelową pasażera. W kryzysowych sytuacjach Pani prowadniczka w celu zaprowadzenia spokoju w przedziale może wyciągnąć metalowy pręt z firanki i zaprowadzić nim porządek, AUAAA – true story.Co do cen biletów to podam tu kilka tras, które udało mi się przejechać.Lwów – Odessa (platzkarta – 800 km – 11:40 h – 120 UAH ~ 40 PLN)Mikołajów – Kijów (kupe – 600 km – 8:40 h – 140 UAH ~ 50 PLN)Kijów – Użghorod (platzkarta – 930 km – 18:30 h – 150 UAH ~ 53 PLN)Kijów – Czerniowce (platzkarta – 550 km – 11:40 h – 104 UAH ~ 35 PLN)Równe – Lwów (regionalny – 220 km – 2:50 h – 60 UAH ~ 18 PLN)Można sprawdzić ceny i dostępność biletów online na stronie: http://booking.uz.gov.ua/en/Polecam jednak kupować bilety w kasie, gdyż prawie zawsze są dostępne a nie ograniczamy się zbytnio terminami
:)
B. KOMUNIKACJA MIEJSKANa Ukrainie bardzo popularne są marszrutki, czyli najczęściej żółte mikrobusy, które jeżdzą po mieście i zgarniają ludzi. Najczęściej nie ma rozkładu jazdy, a sztywna trasa to początkowy i końcowy przystanek. Co jest pomiędzy wydaje się być improwizacją, gdyż w czasie jazdy pasażerowie proszą kierowcę i drobne nadkładanie trasy, czy też otwieranie drzwi na światłach. Cena takiej przyjemności to od 0,5 do 2 hrywien. Dodam, że jeszcze mi się nie udało rozgryźć tego środka transportu.
Dobrze natomiast działają tramwaje! Na szczęście szyny ograniczają zmianę trasy, więc można być w miarę spokojnym gdzie się dojedzie. Będąc na Ukrainie w wielu miastach nie udało mi się trafić na tramwaj młodszy niż dwie dychy.W Odessie po tramwaju chodzi babuszka, która sprzedaje bilety (0,5 UAH ~ 15 groszy), natomiast niektóre stare tramwaje we Lwowie mają bezpłatne wi-fi (bilet 2 UAH ~ 70 groszy).
Odessa – biletomat w tramwaju!Co do metra to na Ukrainie jest tylko w Kijowie. Jedyne, ale za to jakie! Linie czerwona, niebieska i zielona, które razem mają 52 stacje dziennie przewożą grubo ponad 1 milion pasażerów. Żeton na metro to koszt 2 UAH, któy kupić można u babuszki w okienku, lub w najlepszych automatach na świecie, do których można wrzucić tylko równo wyliczone 2 UAH za 1 żeton, lub 10 UAH za 5 żetonów.
Metro w Kijowie.3. JEDZENIECo jeść na Ukrainie?! Wszystko! Hrywna jest warta około trzy razy mniej niż polski złoty. Ceny na Ukrainie są takie same jak w Polsce, tylko że waluta jest inna
:) Można się nawet czasem poczuć jak bracia germanie na kawalerskim w Krakowie!Zawsze będę polecać czerwony barszczyk z wkładką mięsną, pierożki z mięsem i owocami, wiele rodzajów kapusty kiszonej, czy też wędzone rybki. Spróbować też można kwasu chlebowego. Co kto lubi! Cena dużego obiadu dla dwóch osób w umiejętnie znalezionym lokalu na Lwowskim Rynku nie powinna przekroczyć 100 hrywien. Polecam miejscówkę Karawela we Lwowie!
Dobrym wyborem jest też sieć jadłodajni Puzata Hata, która oferuje ukraińską kuchnię i działa na zasadzie mlecznego baru. Własna tacka i jedziemy wybierać!4. GDZIE SPAĆ?A no nie wiem! Może z 20 nocy spędziłem na Ukrainie i tylko raz zmuszony byłem do wykupienia nocy w przy rynku we Lwowie w hostelu na ostatnią chwilę (100 UAH ~ 33 PLN). Parę nocy też przespałem w pociągach, co doskonale łączy się z podróżowaniem na długie dystanse. Reszta to gościnność braci słowian i namiot nad morzem Czarnym 500 metrów obok posiadłości milionera!Można też wynająć apartament we Lwowie, którego cena jest dużo wyższa, ale dla bardziej wygodnych będzie to dobra opcja. Przykładowe ceny to 25 USD/2 os., 42 USD/4os. Nie korzystałem, ale google radzi właśnie tak.Zawszę będę namiawiać na wypad do Lwowa! Można też się namyślić, czy warto jechać po raz piąty nad Bałtyk za 1000 PLN, czy też może odmienić sobie w końcu wakacje i uderzyć nad morze Czarne za 500 PLN
:)Powyższy tekst to zbiór subiektywnych doświadczeń
:)http://www.roadjitsu.plhttp://www.facebook.com/roadjitsuWszystkich tych, którym podobała się relacja zapraszam po więcej na stronkę! Proszę też o wsparcie na facebooku
:)Pozdro i podróżujcie!Super relacja. Kompendium dla początkujących, świetna powtórka dla zaawansowanych. Pozdrawiam z Charkowa!
kendi
11 sierpnia 2014 02:40
Odpowiedz
Metro jest również w Charkowie, ale to szczegół.Relacja SUPER !
wiater
11 sierpnia 2014 15:26
Odpowiedz
świetna relacja! miło się czyta i ogląda zdjęcia. gratuluje Ci takiego przeżycia
:)
pizarro
11 sierpnia 2014 16:27
Odpowiedz
Może kiedyś na te tereny powrócą miecz i tarcza Rzeczpospolitej i uda się objechać je na jednym krajowym bilecie z Warszawy.
zorro36
11 sierpnia 2014 16:32
Odpowiedz
Relacja naprawdę świetna,nic tylko podróżować na wschód
:).
chartsman
14 sierpnia 2014 02:25
Odpowiedz
I ja jestem pod wrażeniem. Jak to dobrze mieć hobby, dzięki któremu możemy nie tylko poznać fantastycznych ludzi, ale też objechać kawałek świata. Sam przyznam szczerze, że na Ukrainie byłem tylko raz, w dodatku jedynie we Lwowie, choć mieszkam tak niedaleko od granicy... Nigdy nie byłem miłośnikiem kultury wschodnioeuropejskiej, jednak od czasu tej rewolucji coraz częściej myślę o powrocie w tamte strony. Twoja relacja jeszcze bardziej mnie przekonała, że warto będzie. Pozdrawiam.
marry
13 grudnia 2014 11:50
Odpowiedz
Fajnie sie czyta, zwlaszcza jak sie zna te miejsca. Cale szczescie ze zdazylem zobaczyc Krym Ukrainski. Od rewolucji nie bylem glebiej a po tej relacji nabralem chęci. ....
rafiki21
13 grudnia 2014 13:46
Odpowiedz
Bardzo fajna relacja, byłem kilka (pewnie pod 10, głównie Lwów, ale również Kijów, Krym ) razy na Ukrainie więc dorzucę coś od siebie.Ukraińcy naprawdę w porządku, nigdy nie mieliśmy najmniejszych problemów z nimi, jak coś to z policją, która przyczepiała się do wszystkiego. Zawsze kończyło się podobnie. Mówią, że to co zrobiliśmy to wykroczenie, idziemy na komendę. W tym czasie negocjowaliśmy mandat/łapówkę i kierowaliśmy się w jakąś ustronną uliczkę gdzie bez świadków mogli wziąć od nas pieniądze. We Lwowie na rynku rzucają się w oczy bardzo ładne i zgrabne dziewczyny, koniecznie na bardzo wysokim obcasie. Do tego dochodzi bardzo krzywa kostka brukowa. Za każdym razem jestem pod wrażeniem, że są w stanie z gracją i bez upadków paradować po rynku i okolicach:)Niestety nie miałeś okazji przekroczyć granicy na nogach w godzinach gdy jest spory ruch pieszych przez granicę (głównie Ukraińców w średnim wieku). Jest to ciekawe doświadczenie. Wszyscy napierają na siłę do przodu, chociaż to w żaden sposób nie sprawia, że przekroczy się granicę szybciej (co najwyżej jest się bliżej, bo ludzie mocno ściśnięci). Jak człowiek wypoczęty to jeszcze to znosi, ale jak zmęczony to można się zirytować. Po jednym z takich przejść, stoimy z plecakami już po przekroczeniu granicy i dyskutujemy o tym jak to niekulturalnie się wszyscy zachowują i na siłę rozpychają, podchodzą do nas dwie Ukrainki w wieku koło 50l i mówią, że gdyby nie one, to my byśmy jeszcze stali na granicy, ale dzięki nim już przeszliśmy. Jakoś nie potrafiliśmy docenić zasług tych pań i nie skomentowaliśmy tego:)Wszystkim polecam Lwów na wypad 3-4 dniowy. Bardzo ładne miasto, chociaż czas się tam zatrzymał. Na dodatek jest bardzo tanio (a my jeździliśmy jak hrywa kosztowała w okolicach 40gr, teraz 22gr). Turysta ze stosunkowo niskim budżetem będzie zachwycony. Masz ochotę coś zjeść - siadasz w knajpce, napić się - kupujesz w knajpie piwo. Podobnie z przejazdami tramwajami, marszutkami czy też noclegami w hostelach. Roisz to na co masz ochoty, bez większej obawy, że zrujnuje to Twój budżet. Może stawki uległy zmianie, ale kiedyś stojąc w tramwaju przy drzwiach czytał regulamin, wynikało z niego że mandat za przejazd bez ważnego biletu wynosi 25 lub 30 hrywien (pamiętam, że wychodziło 9zł). Więc jeśli nic się nie zmieniło to na teraz będzie 5 zł:)
Mój sposób na wolny czas to łączenie taniego podróźowania, poznawania mieszkańców danego kraju i w miarę możliwości trenowanie w tamtejszych klubach Brazylijskiego Jiu Jitsu.
Chciałbym się z Wami podzielić moją relacją z podróźy po Ukrainie, którą odbyłem chwilę przed najgorętrzym okresem rewolucji.
W miarę możliwości postaram się zawierać praktyczne rady na temat podróży w opisywany region na końcu każdego posta.
Jeśli uważacie, że to co robię jest interesujące - wbijajcie na moją stronę i okażcie wsparcie przez LAJKI na FB :)
http://www.roadjitsu.pl
https://www.facebook.com/roadjitsu?ref=ts&fref=tsDOJAZDÓWKA NA UKRAINĘ, CZYLI…
…Warszawa – Przemyśl – Medyka/Szegieni – Lwów – Odessa – Mikołajów w 27h.
Czwartek wieczór, jedna z Warszawskich knajp. Piłem już 4te piwo z przyjaciółmi, których nie widziałem z dwa lata.
Wiedziałem, że mam bilet na jutro rano do Przemyśla, bo przecież miałem jechać do Andriya, do Lwowa, ale rewolucja pokrzyżowała szyki i wszyscy wyjechali do Kijowa. Nagle dostałem wiadomość od Andria, że jeden ziomek chce potrenować i może mnie przenocować u siebie w Mikołajewie (100km od Odessy). Szybkie spojrzenie na mapę, trochę ponad 1300km.
Pomyślałem sobie… Znów gdzieś pojadę i poznam super ludzi, znów ta nieprzewidywalna Ukraina! W końcu przyjąłem wyzwanie, czego lekko żałowałem nad ranem z powodu mojego słabego stanu i 4 godzin snu.
No nic, odespałem trochę w busie startującym do Przemyśla o 7:30. Śmieszne było to, że za 360km zapłaciłem 2,23 PLN i byłem jedynym pasażerem. Kierowca był tak wkurzony, że nie chciał gadać. Nawet się nie zatrzymał na postoju!
Czas mnie gonił więc od razu pędziłem do marszrutki na granicę Medyka/Szegieni. Tak w ogóle to wielką radość sprawia mi przekraczanie granicy pieszo i nowe pieczątki w paszporcie!
Następnym punktem programu była jazda Ukraińską marszrutką, czyli wszystkie chwyty dozwolone. Musiałem jechać 90km do Lwowa przez dwie i pół godziny z plecakiem na kolanach i siatką z jedzeniem mojej sąsiadki w rękach. Spać też nie mogłem bo co jakiś czas ktoś szturchał mnie z tyłu, żeby podać kasę do przodu w celu zakupienia biletu. Tak to już tam jest…
Do Lwowa dotarłem o 20:10, czyli na styk bo pociąg odjeżdzał o 20:30, jak zwykle zapomniałem o utracie godziny czasu na granicy. Tu od razu wspomnę, że na transport do tego miasta wydałem tylko 15 PLN*.
Szybki bieg przy -20*C do kasy, opisanie swojej niezwykłej historii Pani w kasie, że ja studient z Polszy, ja Ukraiński panimaju pa troszku i chciał pakupić biliety na Odesse. Po następnych 5ciu minutach byłem już w pociągu na swoim miejscu.
O następne 12 godzin nie musiałem się martwić, bo tyle trwa podróż ze Lwowa do Odessy. Wszystko odbywało się w komfortowych warunkach typu kuszetka na górze, pościel, wrząca woda do robienia herbaty, dobre towarzystwo i Pani prowadnik, która budzi 30 minut przed naszą stacją (standard 40 PLN za 800km).
Platzkarta, czyli najtańsza opcja przejazdu na Ukrainie
Jedynie miałem nadzieję, że szybko pójdę spać, niestety moi sąsiedzi chcieli dużo gadać i nalegali na wypicie paru kieliszków za znajomość i tak poszedłem spać dopiero przed dwunastą.
Rano obudziłem się wyspany i wysiadłem w Odessie. Szybki barszcz w barze i już byłem w autobusie do Mikołajewa.
Przespałem te trzy godziny i tak o 11:00, po 27 godzinach jazdy, prawie bez przerwy byłem na miejscu. Odebrali mnie moi nowi znajomi Dima, Żenia i Nikolay. Od razu mnie zrozumieli i zaprowadzili do domu, gdzie mogłem się przespać. Ustaliliśmy tylko, że o 18 po mnie wpadną i pokażą mi miasto…
*na 15 PLN, które zapłaciłem za transport z Warszawy do Lwowa składa się bilet Albatrosbus.pl za 2,23 + 2 zł bus Przemyśl-Szegieni + około 10 zł marszrutka z Szegieni do Lwowa
www.roadjitsu.pl
https://www.facebook.com/roadjitsu?ref=ts&fref=tswww.roadjitsu.pl
https://www.facebook.com/roadjitsu
NIKOLAEV – TU NIC NIE MA!
Obudziłem się chwilę przed 18. Od razu sobie uświadomiłem jedną śmieszną rzecz. Przejechałem 1300km w 27 godzin, bo mój znajomy Andrii powiedział, że w Mikołajewie jest typ, który mnie zaprasza do siebie i chce potrenować BJJ.
Gość nazywa się Dima i jest trenerem w lokalnym klubie, zaproponował mi, żebym mieszkał u Żeni. Swoją drogą Żenia to swój chłop! Sprzedaje leki dużej kompanii, trenuje jiu jitsu i mieszka z mamą, która serwowała mi przez następne trzy dni ukraińskie specjały!
‘’No i kto tak robi?! Zapytałaby moja dziewczyna? Kto? A no My tak robimy !’’
Zebrałem się do kuchni a tam w pomieszczeniu 3x4m czekało na mnie z 6 osób. Pogadaliśmy chwilę o mieście i od razu zwróciłem uwagę na to, że moi nowi ziomale są zakłopotani bo nie wiedzą co mi pokazać w Mikołajewie… Miasto w centralnej części Ukrainy, prawie nad morzem, pięćset tysięcy mieszkańców i nic do zobaczenia? Trochę nie chciało mi się wierzyć, no ale wyszliśmy na miasto i okazało się, że mieszkamy 300 metrów od centralnego placu i alei Lenina. Faktycznie… główną atrakcją było Centrum Handlowe i jakaś tam aleja Sowiecka, przy której był McDonalds – jedyny darmowy kibel na Ukrainie.
W końcu Ukraińcy wymyślili że zabiorą mnie do Browaru, który był bardzo fajną miejscówką, tylko że Niemiecką!
Pogadaliśmy, wypiliśmy piwko i zjedliśmy wursta! No prawie po Ukraińsku. Tak więc już pierwszego dnia ,,zwiedziłem” całe miasto.
Potem już były tylko treningi w klubie, posiadówki w domu u Żeni i słuchanie o tym jak źle się żyje na Ukrainie ludziom bez układów. Mówiąc o układach mam na myśli znajomość z kimś, kto w jakiś cudowny sposób zarabia kilkaset tysięcy hrywien miesięcznie.
Suszona rybka, kapusta i piwo – klasykaaaa!
Trzy dni to o wiele za dużo na to miasto. Miałem jeszcze jeden wolny dzień przed spotkaniem z moim znajomym Igorem w Czerniowcu, więc postanowiłem pojechać do Kijowa. Chłopaki ustawili mnie z jednym typkiem, który ma mnie spotkać o 7 rano gdzieś w Kijowskim metrze. Ukraińska karta telefoniczna nie działała w moim telefonie, więc to była klasyczna ustawka na sztywno.
Żenia wczuł się w rolę mojego opiekuna i postanowił mnie odporwadzić na dworzec by pomóc mi przy zakupie biletu. Mówił coś na temat rewolucji, że wszyscy jadą do stolicy protestować. Pomyślałem sobie, że najwyżej będę w przedziale z młodymi huliganami, którzy jadą na burdy. Niestety był tak przejęty tym zadaniem, że coś w kasie pomylił i kupil mi droższe bilety w klasie KUPE, czyli 4os. zamkniętym przedziale.
No nic! Ostatnia rozmowa, sklejenie piąteczki i już jechałem pociągiem.
Troszkę mi się zeszło, żeby odnaleźć mój przedział. W końcu mi się udało, otwieram drzwi i pierwsza moja myśl to… o kurwa! Patrzę a tu dwóch żołnierzy, nie jakieś młode gamonie, tylko starzy sołdaci w mundurach ze świecidełkami na klacie.
Postawcie się na moim miejscu. Przez cały pobyt na Ukrainie wszyscy mi mówili, żeby nie gadać z milicją i wojskiem bo to ,,bardzo źli” ludzie są i mogą robić jakieś numery, szczególnie Polakowi, który jest sam. A tu nagle ląduję z dwoma żołnierzami w zamkniętym przedziale – dzięki Żenia Ty wariacie!
No ale tu poniosła mnie fantazja, bo po piętnastu minutach niepewności i ciszy zła aura prysła wraz z wyciągnięciem koniaku na stół przez wojskowego. Potem to już z górki… Rozmowa o rewolucji, wpadanie w pułapki toastowe i śmiechy z mojego rosyjskiego.
Młoda prowadniczka! Bez wąsów i nadwagi!
www.roadjitsu.pl
https://www.facebook.com/roadjitsuroadjitsu.pl
https://www.facebook.com/roadjitsu
KIJÓW – KILKA GODZIN NA MAJDANIE
O 6.30 byłem już w Kijowie. Żołnierze dali mi czekoladki na drogę, życzyli powodzenia i przestrzegli przed skurwielami z Berkutu. Nie było tak źle, co?
Do ustawki zostało mi pół godziny i w tym czasie przejechałem 10 stacji z jedną przesiadką, po czym czekałem w wyznaczonym dzień wcześniej miejscu, aż ktoś po mnie przyjdzie. Swoją droga bilet na metro w Kijowie to koszt 1UAH, czyli około 35groszy.
Dziesięć minut spóźnienia i już byłem z następnym ziomkiem, znowu Andrii! Gość usprawiedliwiał swoje spóźnienie głębokością stacji. W sumie to miał rację bo zjeźdżanie schodami trwa jakieś 8 minut ;)
Końca nie widać… No a potem są jeszcze jedne schody!
Znajdowaliśmy się w okolicy wylotówki z Kijowa. W sumie to udało mi się zobaczyć ciekawe zjawisko. Wszyscy wiedzą o majdanie, ale strona rządowa i ,,zwolennicy” władzy organizowali anty-majdan. Codziennie było tam okolo 3-5 tyś. ludzi. Może i Janukowycz miał zwolenników, ale nie byli oni tak zdesperowani jak opozycja, żeby stać na mrozie trzy miesiące.
Skąd więc byli Ci ludzie na anty-majdanie? Z małych miast i wiosek na wschód od Kijowa. Właśnie wtedy idąc z Andriyem zobaczyłem 50 busów, z których wysiadało po ok. 40 osób! Jednym słowem chamstwo, ludzie z wódą w łapie sikający gdzie popadnie i rozwalający się po chodniku. Oczywiście na koniec dnia każdy dostawał wynagrodzenie, którego wysokość zależała od ilości zamieszania, które Ci ludzie wprowadzali. To tych rosjan Putin chce chronić na Ukrainie :)
Ochotnicy – Ukraińska TV.
Później pojechałem na Majdan. Wyobraźcie sobie, że wychodzicie z metra w centrum miasta i pierwszą rzeczą jaką widzicie na głównej ulicy są namioty polowe a obok nich wielka barykada o wysokości czterech metrów. Totalne zaskoczenie. Głównym wypełniaczem worków był śnieg, więc na zimę jak najbardziej OK!
Po centrum rewolucji oprowadził mnie gość, którego imienia nie pamiętam. Bez problemu można było znaleźć mapę Majdanu, wraz z legendą, gdzie były pozaznaczane kuchnie i toalety.
Ciekawą opcją był namiot IT, czyli centrum komunikacji ze światem. Każdy mógł wejść i zadzwonić nieodpłatnie do swojej rodziny, czy też wrzucić fotki z rewolucji na ruskiego facebooka przez wifi! Niektórzy w domu ostatni raz byli dwa miesiące temu.
Następnie przejęła mnie dziewczyna o imieniu Dasha, która koniecznie chciała mi pokazać barykadę, przy której zawsze były najcięższe walki. Jak mogłem się nie zgodzić? Doszliśmy i popatrzyłem na barykadę z dołu – spoko! Duża! Ale nie! Koniecznie musisz na nią wejść i zobaczyć berkut!
No dobra to wszedłem i zobaczyłem, że w odległości ok. 50 metrów stali źli Panowie. Wszystko byłoby spoko, gdybym nie wchodził tam z wielkim plecakiem. Schodząc z oblodzonej barykady poślizgnąłem się i prawie wpadłem do koksownika. Jakoś wyciągnąłem ten upadek, za co dostałem brawa od znudzonych strażników barykady – haha.
Z ciekawszych rzeczy przy tej miejscówce były jeszcze katapulty na duże pojemniki z benzyną i spalone samochody, które były zapełnione workami. Najlepsze jest to, że te samochody nie były kradzione. Ludzie z grupy automajdan oddawali swoje maszyny w celu blokowania ulicy. O takie poświęcenie!
Pod koniec wizyty na Majdanie udało mi się jeszcze zamienić kilka słów z jednym gościem, który był w dowództwie obrony Majdanu. Mówił bardzo dobrze po Polsku, więc rozmowa jakoś się kleiła. Według niego trafiłem na spokojny czas, gdyż był to środek tygodnia, a ataki na obóz są przeprowadzane w piątki. Wtedy też przyjeźdżają wszyscy ,,żołnierze” samoobrony Majdanu, którzy są caly czas pod telefonem gotowi do akcji. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że gadam z przyszłym szefem Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
Robiło się późno i trzeba było zawijać się na pociąg do Czerniowca. Jakimś cudem znalazł się gość, który podwiózł mnie pod same drzwi dworca głównego za co byłem mu bardzo wdzięczny!
Pozostało mi tylko kupić bilet na pociąg relacji Kijów – Czerniowce, który niepozorną odległość około 600 km pokonuje przez całą noc w czasie 13 h. Konkretne spanie, hotel na kółkach, dwie herbaty, pościel i teleport na odległość 600 km pod granicę z Rumunią w cenie 35 zł!
Tym razem obyło się bez ,,problemów” z biletem i jechałem w swoim ulubionym otwartym przedziale.
Tablica odjazdów – do ogarnięcia!
roadjitsu.pl
https://www.facebook.com/roadjitsuwww.roadjitsu.pl
https://www.facebook.com/roadjitsu
HOGWART, KGB I PRZEJEDZENIE…
W Czerniowcach byłem około godziny 8 po całonocnej podróży pociągiem z Kijowa. Na dworcu czekał już na mnie Igor, trener lokalnego klubu BJJ.
Igor miał coś ważnego do załatwienia na uniwersytecie, więc od razu poszliśmy w tamtą stronę. Całe szczęście, że tak wyszło bo wizyta w tym miejscu to moim zdaniem główna atrakcja Czerniowców. Cały kompleks uczelniany, który powstał pod koniec XIX wieku wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO, przy czym wygląda jak Hogwart…
Dodatkowo trafiłem tam w dobrym momencie, bo główny budynek i wieżyczki były schowane w porannej mgle.
W środku też nie jest najgorzej… W sumie zazdroszczę trochę miejscówki do uczenia się. Może moja kariera naukowa rozwinęłaby się dużo lepiej w takim miejscu… Na bank!
Byłem trochę głodny po całej nocy jazdy pociągiem i porannym zwiedzaniu, więc przy okazji wpadliśmy do studenckiej stołówki. Przy zestawieniu ogromnego wyboru szamki i śmiesznych cen efekt mógł być tylko jeden – ciąża spożywcza.
Następnym punktem programu był akademik i odpoczynek. Miałem mały problem z wejściem bo trafiłem na wścibską i okrąglutką babuszkę, więc musiałem zostawić paszport i legitymację studencką z Polski. Na górze odpoczynek, pogawędka i prysznic pod wodą, która wylatywała prosto ze ściany ;)
Po południu nadszedł czas na trening, więc przed nim skoczyliśmy po owoce i świeże warzywka do miłej babuszki, która urzedowała niedaleko akademika.
Po treningu padałem na ryj i chciałem już iść spać. Okazało się, że nie mogę już wejść do akademika, bo nie – argumenty baby z wąsami. Awaryjnie chłopaki ogarnęli mi kimę u drugiego trenera – Andrya! We wpisie o klubie pisałem o nim, że jest maniakiem jiu jitsu jak i samego treningu. Cały pokój wyklejony jest zdjęciami zawodników a na ścianie wiszą medale. Za to w łazience obok sedesu stoi własnoręcznie robiona płaska ławka do wyciskania – haha.
Rano szybkie śniadanie i następny trening. Niestety potem dowiedziałem się jednej strasznej rzeczy, której chciałem uniknąć przez caly pobyt na Ukrainie. Następnego dnia miałem być w Równym, ale… nie można się tam dostać pociągiem. Jedynym wyjściem jest nocny autobus, który po tych wspaniałych Ukraińskich drogach jedzie jedyne 7 godzin! Do tego trzeba było kupić wcześniej bilety, więc pojechalismy to zrobić.
Po drodze przechodziliśmy przez stary Park, którego jeden element przynajmniej u mnie wywołuje skojarzenia z pewnym opustoszałym miastem na Północy Ukrainy.
Korzystając z okazji chciałem wypytać Igora o to jak tanio można zwiedzić Czarnobyl. Niestety organizowane wypady z jakiegoś biura to koszt 800 zł. Igor natomiast zaproponował mi, żebym przyjechał na wiosnę a zrobimy wypad za darmo. Jedyny warunek to umiejętność szybkiego biegania :) W sumie nie wiem czy się zdecyduję, ale jest to jakiś pomysł!
Gdy już kupiliśmy bilety, dostaliśmy z Igorem zaproszenie na kolację od rodziców jego dziewczyny. Igor przestrzegał mnie jednak, że może być dziwnie bo ojciec Taszy pracował kiedyś w KGB a potem SBU. W sumie zabrzmiało to poważnie, ale po akcji z żołnierzami podchodziłem już z dystansem do takich spraw.
Weszliśmy z okrutnego zimna do domu, w drzwiach powitała nas Pani domu pytając czy nie chcemy walnąć sobie sety na rozgrzanie. Oczywiście grzecznie podziękowaliśmy i kręcąc się po domu przeczekaliśmy do kolacji. W międzyczasie zostałem przedstawiony babci, która bardzo się ucieszyła z Polskiego gościa. Jednak na wschodzie zupełnie inaczej podchodzą do tematu gościnności.
Potem zaczęliśmy jeść. Cały czas byłem pod ostrzałem pytań ze strony gospodarzy. Należy wspomnieć, że ta rodzina była przeciwna całej Ukraińskiej rewolucji, a zestawiając to z tym, że Igor dopiero co wrócił z protestów na Majdanie to atmosfera była całkiem żywiołowa !
W pewnym momencie robiło się już strasznie ciężko, bo co opróżniłem talerz to dorzucano mi następną porcję. W tym samym czasie wpadłem też w pułapkę toastową ojca Taszy. Działa to zawsze tak samo… Pierwszy za znajomość, drugi bo na jednym nie można skończyć, trzeci bo na parzystych nie można kończyć, czwarty bo trzy się w złym domu pije. Na szczęście udało mi się wymiksować przy piątym kieliszku domowej nalewki nazywanej lekarstwem na wszystko.
Dochodziła już godzina, w której było optymalnie opuścić tę wesołą rodzinkę, żeby zdąrzyć na autobus. Głowa rodziny jednak przeciągała ten moment do maksimum mówiąc, że mnie odwiezie samochodem w pięć minut. Jak powiedział, tak zrobił. Wyszliśmy pięć minut przed odjazdem autobusu.
Skończyło się na tym, że wpadliśmy na dworzec zajeżdżając drogę autobusowi. Ojciec Taszy wszedł do pojazdu ze mną, przedstawił się kierowcy i powiedział, że gość z Polski koniecznie musi wysiąść w umówionym miejscu i ma być mu wygodnie!
Jeszcze czułe pożegnanie, życzenie zdrowia i szczęścia, ponowne zaproszenie i wręczenie filiżanki z nazwą miasta jako souvenir!
I tak zaczął się mój największy koszmar… Czyli 7 godzin jazdy po najgorszych drogach Europy…
www.roadjitsu.pl
https://www.facebook.com/roadjitsuwww.roadjitsu.pl
www.facebook.com/roadjitsu
UKRAIŃSCY EKSTREMIŚCI W RUSKIEJ BANI...
Nic mnie w życiu tak bardzo nie sponiewierało, jak całonocna jazda autobusem z Czerniowców do Równego. Siedem godzin w niewygodnym autobusie, który jedzie po czymś co przypomina drogę. Przypomina bo autobus jedzie dłuższą część dystansu w koleinach… A po ilu pasach to ciężko określić, gdyż często nie ma namalowanych białych linii.
Na szczęście jakoś udało się przeżyć i już o 5 rano byłem na dworcu, gdzie czekał na mnie Andriy. Od razu poszliśmy do domu odespać zarwaną noc, ponieważ za parę godzin miał się odbyć trening w GB Rivne, o którym można przeczytać tu. Mój wybawca odstąpił mi nawet swój pokój!
Tak to już jest, że raz na jakiś czas po treningu trzeba się porządnie odprężyć. Andriy i reszta postanowili, że pokażą mi swój sposób na relaks i zabiorą mnie do tradycyjnej ruskiej łaźni, czyli Bani! Dzięki opalaniu pieca drewnem podgrzewają się kamienie, które następnie należy polać wodą. Od razu bardziej spodobała mi się Bania, gdyż temperatura nie jest tak duża, ale wilgotność robi swoje. Poza tym można przebywać tam dużo dłużej, wychodzić do pokoju relaksacyjnego, pić herbatkę, jeść owoce i rozmawiać o różniących Nasze narody sprawach.
Dowiedziałem się też, dlaczego tak ważne jest dla nich powodzenie rewolucji. Korupcja na Ukrainie sięgnęła absurdalnego wręcz poziomu, gdzie niemożliwe było załatwienie czegokolwiek w urzędzie, bez dania ,,na łapu”! Media ukazywałym nam wizerunek osób, które biorą udział w ,,burdach” jako głupich osiłków. Ja jednak poznałem parę osób, które brały czynny udział w protestach i byli to między innymi prawnik, gość robiący aplikację w kancelarii prawniczej, kowal, czy student, który po godzinach uczy dzieci.
W sumie siedzieliśmy tam dwie godziny, płacąc 70 hrywien (24PLN). Z ciekawości sprawdziłem ceny ruskiej bani w Warszawie i koszt godzinnego pobytu to 110PLN – smuteczek!
Ekipa ta chodzi też w ramach integracji na jedzenie po treningu. Udało mi się w tym mieście poznać wielu ciekawych ludzi m.in. kowala, który podczas rewolucji robił barykady w urzędzie miasta Równe, gościa łowiącego ryby fatygując się do nich z wielkim harpunem pod wodę, czy też mrocznego i szalonego wokalistę metalowej kapeli ARGUSS :)
Jednak najlepszym ziomem, któremu chciałem bardzo podziękować jest Andriy! Gość pomagał mi bezinteresownie w przebijaniu się przez Ukrainę. Bez jego wskazówek nie znalazłbym tylu klubów BJJ, a skomplikowana sytuacja w jego kraju nadal byłaby mi obca. Na sam koniec pobytu w tym mieście dostałem jeszcze świetny prezent, czyli czarną kominiarkę z logiem miasta Równe! W końcu coś innego niż magnesy na lodówkę ha!
Nie miałem zbytnio sił na zwiedzanie Równego, więc na spokojnie przesiedziałem sobie wolny czas we wcześniej wspomnianej bani, na mieście w knajpie z niekoniecznie ukraińskim jedzeniem i u Andriya, wraz z ekipą, która przyjechała na treningi z Kijowa.
Na Ukrainie byłem już dziesięć dni, nie pozostało mi nic innego jak tylko wracać. Drogę powrotną ułożyłem tak, żeby wpaść na cały dzień do Lwowa, gdyż miałem jeszcze 24h do autobusu za 2,23 PLN, który odjeżdżał o 6:30 z Rzeszowa do Warszawy. Tak więc z Równego złapałem poranny pociąg o 6 rano, który do Lwowa jechał niecałe trzy godziny.
W ostatnim wpisie z Ukrainy opiszę na co można poświęcić cały dzień we Lwowie, oraz postaram się podsumować cały mój wypad za wschodnią granicę Polski!
Ubolewam też nad małą ilością zdjęć z tego miasta, niestety w jakiś sposób je utraciłem.
www.roadjitsu.pl
www.facebook.com/roadjitsuhttp://www.roadjitsu.pl
http://www.facebook.com/roadjitsu
LWÓW! MIASTO NIEZWYKŁE.
Moja babcia o Lwowie mówi, że jest to najpiękniejsze Polskie miasto…
Nie wiem, czy mogę się zgodzić z tym stwierdzeniem, gdyż przez ostatnie lata miasto zostało strasznie zaniedbane. Potrafię sobie jednak wyobrazić jak duże wrażenie obecna architektura Lwowa robiła na ludziach około 80 lat temu w dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy miasto to było trzecim co do wielkości w Polsce, w którym mieszkali ważniacy ze świata nauki, kultury, finansów i polityki.
Na dworzec główny dojechałem około 9 rano po trzech godzinach spędzonych w pociągu z Równego. Tak w ogóle jeśli chodzi o moje wizyty na Ukrainie to wszystkie zaczynają i kończą się w tym samym miejscu, czyli na dworcu głównym we Lwowie. To tu właśnie złapiemy dalekobieżne pociągi gdzie tylko chcemy, lub wsiądziemy do przepełnionego busika na granicę z Polską.
Kilka godzin wolnych, które dzieliły mnie od popołudniowego busa na granicę postanowiłem poświęcić na zwiedzanie miasta. Pierwszy punkt programu to jakieś smaczne jedzenie na rynku starego miasta w dobrze znanej już knajpie Karawela! Wybór padł na czerwony barszcz i pierożki.
Zaplanowałem sobie jednak, że chcę zobaczyć dwa miejsca, czyli Cmentarz Łyczakowski i Wysoki Zamek, z którego jest widok na wszystkie strony Lwowa!
By trafić do pierwszego celu zrobiłem sobie spacer ulicą Łyczakowską a potem odbiłem w boczne uliczki, które mają swój własny klimat.
Street art we Lwowie
Była to moja druga wizyta na Cmentarzu Łyczakowskim, który jest jedną z najstarszych nekropolii w Europie. Dla Nas Polaków jest to miejsce szczególne. Właśnie w tym miejscu pochowane są ofiary powstania listopadowego i styczniowego, ofiary katów NKWD a groby Orląt Lwowskich mają wydzielone specjalne miejsce na tym cmentarzu.
Chyba nie ma miejsca, które może skłonić bardziej do przemyśleń na temat stosunku do Ojczyzny. Czym jest poświęcenie i odwaga młodych ludzi?
16 lat. Poświęcił wszystko dla Polski.
Młodzi uczniowie Lwowskich szkół chwytali za broń w skutek spontanicznej decyzji mieszkańców miasta o obronie przed wojskami Ukraińskimi. Prawie połowa obrońców nie miała nawet 25ciu lat, a najmłodszy śmiałek miał tylko 9 lat.
Dzięki wyzycie w tym właśnie miejscu przemyślałem sobie podejście do Polski i mojego patriotyzmu. Myślę, że to coś we mnie zmieniło. Polecam każdemu odwiedzić Lwów, pójść na ten cmentarz i chwilę pomyśleć.
Zostały mi jeszcze dwie godziny, więc za pomocą najbardziej zdezelowanych linii tramwajowej szybko przeniosłem się w okolice Rynku, skąd pieszo poszedłem w stronę Wysokiego Zamku. Jeszcze tylko szybkie zakupy w Polskiej cukierni i już wdrapywałem się pod górkę z ciężkim plecakiem.
Tak! Wdrapałem się i po prostu usiadłem. Zacząłem myśleć o tym ilu świetnych ludzi znów poznałem w tym kraju i ile fajnych miejsc zobaczyłem. Wiedziałem, że będzie dobrze i nawet przez chwilę się nie zastanawiałem nad słusznością trzeciego już wyjazdu na Ukrainę w ciągu 9ciu miesięcy. Po prostu wyjąłem kremówkę z Polskiej cukierni i przez dłuższą chwilę posiedziałem w ciszy oglądając panoramę Lwowa.
A wszystko to na wzgórzu, które nosi nazwę od zamku zbudowanego przez Króla Polski Kazimierza III Wielkiego!
Czas mi się kończył, więc zbiegałem z tej góry jak ostatni wariat. Wpakowałem się w tramwaj i już byłem na dworcu. Ostatnie zakupy – koniak, oraz cztery Lwowskie piwa i już jechałem na granicę, którą przekroczyłem na piechotę.
Potem nudna podróż pociągiem do Rzeszowa i jakoś tam dotarłem pod koniec dnia. Nocowałem u ziomala Grzegorza, od którego o 6 rano wychodziłem na autobus do Warszawy. Oczywiście w promocyjnej cenie 2,23 PLN!
Beng! Wbitka do domu o godzinie 14, rzucenie plecakiem o ścianę i natychmiastowy sen.
Tak oto skończył się kolejny Ukraiński trip!
A tak wkupiłem się w łaski Grzegorza! Jakoś musiałem mu podziękować za nocleg. Ukraińscy żołnierze nauczyli, ze najlepiej z czekoladkami :)
www.roadjitsu.pl
www.facebook.com/roadjitsuwww.roadjitsu.pl
www.facebook.com/roadjitsu
UKRAINA – PODSUMOWANIE
Mój wypad miał miejsce w dniach 31 I – 11 II! Była to trzecia wizyta na Ukrainie w ciągu 8 miesięcy. Przez dwanaście dni przejechałem około 3500 tysiecy kilometrów, z czego większość w pociągach nocnych, w których spędziłem 3 noce. Wszystkie przyjemności kosztowały mnie trochę ponad 300 PLN.
Moim najtańszym transportem był autobus z Warszawy do Przemyśla (381km za 2,23 PLN), za to najdrożej pojechałem nocnym pociągiem z Mikołajewa do Kijowa (500 km za 144 UAH ~ 45 PLN).
Największym koszmarem podczas całego tripa był nocny, siedmiogodzinny przejazd autobusem z Czerniowców do Równego. Nie polecam, ale czasem trzeba, żeby oszczędzić czas!
1. DOJAZD
To jak dotrzemy do wschodniego sąsiada zależy od zasobności Naszego portfela i posiadanego czasu. Można też kombinować z ilością przesiadek. Pamiętamy o ważnym paszporcie :)
Przykładowo z Warszawy, bez żadnych rezerwacji miesiąc przed można dojechać do Lwowa za około 50 PLN. Jest to idealne wyjście, jeśli planuje się wyjazd w większej grupie ludzi. Na taką podróż składają się odcinki:
Warszawa – Rzeszów (Polski Bus bez wcześniejszej rezerwacji 25 – 30 PLN). Czas: 5:20 h
Rzeszów – Przemyśl (PKP normalny 10, ulgowy 5) Czas: 1:40 h
Przemyśl – Medyka (bus obok wyjścia z PKP – 2 PLN) Czas: 10/20 minut
Granica Medyka – Szegieni to przejście piesze. Czas: około 20 minut na przejście granicy
Szegieni – Lwów (marszrutka – 24 UAH ~ ok. 11 PLN) Czas: 2:30 h
Jechałem tak dwa razy. Najbardziej czasochłonne jest dojechanie do Rzeszowa. Na całą podróż z Warszawy trzeba liczyć jakieś 11 godzin. Ja zawsze wolę zatrzymać się na noc w Rzeszowie :)
Ostatnio udało mi się trafić na bilet z Warszawy do Przemyśla za 2,23 PLN. Podróż trwała trochę ponad 7 godzin i udało mi się wyspać. Takie bilety można złapać na albatrosbus.pl. Dzięki temu biletowi dojechałem z Warszawy do Lwowa za 15 PLN – duży kebab w Wwa :)
Oczywiście można pojechać też PKSem, który odległość między Warszawą a Lwowem pokona w 9:30 h. Zapłacimy za ten bilet 90 PLN a przejazdy znajdziemy w google.
Ja zawsze wybiorę pierwszą opcję i to nie tylko z powodu ceny. Po pierwsze cieżko jest wysiedzieć 9:30 h w autobusie (czas ten może się zwiększyć w zależności od psikusów na granicy). Po drugie jak dla mnie jest wygodniej i ciekawiej zmieniać sobie środek transportu co jakiś czas. Zawsze się coś ciekawego dzieje, w szczególności po Ukraińskiej stronie.
2. TRANSPORT NA UKRAINIE
A. MIĘDZYMIASTOWY
Jedyna słuszna opcja przemieszczania się pomiędzy miastami na Ukrainie to kolej! Gromi ona polskiego odpowiednika pod każdym względem… Ceny, wygody, punktualności, czy też obsługi.
Wszystkie miejsca w pociągach długodystansowych to kuszetki. Najtańszy wagon to platzkarta, w którym nie ma mniejszych przedziałów, są tylko kuszetki a za pościel trzeba dopłacić parę hrywien. Średnia klasa wagonu to tzw. kupe, w którym są 4os. przedziały, firanki, lustra, pościel i herbata w cenie! Są też jakieś legendy o klasie vip, ale nigdy nie widziałem i nie potrafię sobie wyobrazić co tam może być.
W każdym wagonie swój mały pokoik ma Pani prowadniczka, która jest odpowiedzialna za wydawanie pościeli, sprzedawanie herbaty (4 UAH), piwa i czipsów, czy też budzenie 30 minut przed stacją docelową pasażera. W kryzysowych sytuacjach Pani prowadniczka w celu zaprowadzenia spokoju w przedziale może wyciągnąć metalowy pręt z firanki i zaprowadzić nim porządek, AUAAA – true story.
Co do cen biletów to podam tu kilka tras, które udało mi się przejechać.
Lwów – Odessa (platzkarta – 800 km – 11:40 h – 120 UAH ~ 40 PLN)
Mikołajów – Kijów (kupe – 600 km – 8:40 h – 140 UAH ~ 50 PLN)
Kijów – Użghorod (platzkarta – 930 km – 18:30 h – 150 UAH ~ 53 PLN)
Kijów – Czerniowce (platzkarta – 550 km – 11:40 h – 104 UAH ~ 35 PLN)
Równe – Lwów (regionalny – 220 km – 2:50 h – 60 UAH ~ 18 PLN)
Można sprawdzić ceny i dostępność biletów online na stronie: http://booking.uz.gov.ua/en/
Polecam jednak kupować bilety w kasie, gdyż prawie zawsze są dostępne a nie ograniczamy się zbytnio terminami :)
B. KOMUNIKACJA MIEJSKA
Na Ukrainie bardzo popularne są marszrutki, czyli najczęściej żółte mikrobusy, które jeżdzą po mieście i zgarniają ludzi. Najczęściej nie ma rozkładu jazdy, a sztywna trasa to początkowy i końcowy przystanek. Co jest pomiędzy wydaje się być improwizacją, gdyż w czasie jazdy pasażerowie proszą kierowcę i drobne nadkładanie trasy, czy też otwieranie drzwi na światłach. Cena takiej przyjemności to od 0,5 do 2 hrywien. Dodam, że jeszcze mi się nie udało rozgryźć tego środka transportu.
Dobrze natomiast działają tramwaje! Na szczęście szyny ograniczają zmianę trasy, więc można być w miarę spokojnym gdzie się dojedzie. Będąc na Ukrainie w wielu miastach nie udało mi się trafić na tramwaj młodszy niż dwie dychy.
W Odessie po tramwaju chodzi babuszka, która sprzedaje bilety (0,5 UAH ~ 15 groszy), natomiast niektóre stare tramwaje we Lwowie mają bezpłatne wi-fi (bilet 2 UAH ~ 70 groszy).
Odessa – biletomat w tramwaju!
Co do metra to na Ukrainie jest tylko w Kijowie. Jedyne, ale za to jakie! Linie czerwona, niebieska i zielona, które razem mają 52 stacje dziennie przewożą grubo ponad 1 milion pasażerów. Żeton na metro to koszt 2 UAH, któy kupić można u babuszki w okienku, lub w najlepszych automatach na świecie, do których można wrzucić tylko równo wyliczone 2 UAH za 1 żeton, lub 10 UAH za 5 żetonów.
Metro w Kijowie.
3. JEDZENIE
Co jeść na Ukrainie?! Wszystko! Hrywna jest warta około trzy razy mniej niż polski złoty. Ceny na Ukrainie są takie same jak w Polsce, tylko że waluta jest inna :) Można się nawet czasem poczuć jak bracia germanie na kawalerskim w Krakowie!
Zawsze będę polecać czerwony barszczyk z wkładką mięsną, pierożki z mięsem i owocami, wiele rodzajów kapusty kiszonej, czy też wędzone rybki. Spróbować też można kwasu chlebowego. Co kto lubi! Cena dużego obiadu dla dwóch osób w umiejętnie znalezionym lokalu na Lwowskim Rynku nie powinna przekroczyć 100 hrywien. Polecam miejscówkę Karawela we Lwowie!
Dobrym wyborem jest też sieć jadłodajni Puzata Hata, która oferuje ukraińską kuchnię i działa na zasadzie mlecznego baru. Własna tacka i jedziemy wybierać!
4. GDZIE SPAĆ?
A no nie wiem! Może z 20 nocy spędziłem na Ukrainie i tylko raz zmuszony byłem do wykupienia nocy w przy rynku we Lwowie w hostelu na ostatnią chwilę (100 UAH ~ 33 PLN). Parę nocy też przespałem w pociągach, co doskonale łączy się z podróżowaniem na długie dystanse. Reszta to gościnność braci słowian i namiot nad morzem Czarnym 500 metrów obok posiadłości milionera!
Można też wynająć apartament we Lwowie, którego cena jest dużo wyższa, ale dla bardziej wygodnych będzie to dobra opcja. Przykładowe ceny to 25 USD/2 os., 42 USD/4os. Nie korzystałem, ale google radzi właśnie tak.
Zawszę będę namiawiać na wypad do Lwowa! Można też się namyślić, czy warto jechać po raz piąty nad Bałtyk za 1000 PLN, czy też może odmienić sobie w końcu wakacje i uderzyć nad morze Czarne za 500 PLN :)
Powyższy tekst to zbiór subiektywnych doświadczeń :)
www.roadjitsu.pl
www.facebook.com/roadjitsu
Wszystkich tych, którym podobała się relacja zapraszam po więcej na stronkę! Proszę też o wsparcie na facebooku :)
Pozdro i podróżujcie!